wtorek, 25 marca 2014

Zapalniczka

  W cichej, spokojnej okolicy na obrzeżach Warszawy mieszkał Zygmunt Długi wraz z małżonką Elżbietą i córką Marią. Była to kochająca i wspierająca się rodzina, tak przynajmniej oceniali ich na osiedlu. Byli bardzo lubiani, mieli dużo znajomych i przyjaciół. Jednym z nich był ich sąsiad Stefan Chowański. Zygmunt traktował go jak swojego brata, członka swojej rodziny. Rodzinę Długich utrzymywał tylko Zygmunt, prowadził on własną firmę sprzątającą. Elżbieta nie pracowała i zajmowała się domem. Natomiast Maria zrobiła w tym roku maturę i postanowiła studiować. Przyjaciele lubili palić papierosy. Stefan każdego papierosa podpalał charakterystyczną zapalniczką.
                       Pewnego wieczoru żona postanawia udać się z córką na zakupy. Tego samego wieczoru w domu wybuchł pożar. Ogień zajął prawie cały budynek. Unoszący się dym widać było z drugiej części osiedla. Zbiegło się wiele osób, a po chwili przyjechała straż. Pożar gaszono kilka godzin. Zrobiło się już ciemno. Przed dom podjechał samochód, z którego wysiadła Elżbieta z córką. Maria rozpłakała się i wpadła w szał. Próbowała przepchać się przez tłum gapiów i szukać ojca w domu, z którego prawie nic nie zostało. Elżbieta nie wpadła w histerię, cały czas była opanowana, tak jakby nie zrobiło to na niej dużego wrażenia. Podeszła do policji, aby spytać się o szczegóły pożaru. Policja rozpoczęła poszukiwania w popiele szczątków ciała Zygmunta, który podczas wybuchu był w mieszkaniu. Chwilę później znaleźli zwłoki. Maria wpadła w rozpacz, nie wiedziała, co ma z sobą zrobić. Bardzo kochała ojca i mocno przeżywała jego śmierć.
Była już 3 w nocy. Policja już odjechała, a wszyscy rozeszli się do swoich domów. Stefan zaproponował, aby na razie Ela z Marysią zamieszkały u niego w domu. Kobiety z chęcią przyjęły zaproszenie sąsiada, ponieważ nie miały dachu nad głową. Maria całą resztę nocy przepłakała. Gdy poszła w nocy do łazienki, usłyszała szepty. Była to jej matka, która cicho rozmawiała ze Stefanem. W ich rozmowie panował tajemniczy nastrój. Maria nie wiedziała, co miała o tym sądzić, więc poszła się położyć. Minęła noc i rozpoczęło się śledztwo. Rano do domu zapukał funkcjonariusz policji. Chciał porozmawiać o wczorajszym wydarzeniu. Przesłuchiwał wszystkich łącznie ze Stefanem. Wychodząc powiedział, że policja uważa, że był to nieszczęśliwy wypadek. Prawdopodobnie pożar wybuchł przez niedopałek papierosa, który Zygmunt zostawił. Maria nie uwierzyła w to. Uważała, że ktoś specjalnie podpalił dom, bo wiedział, że w domu jest tylko jej ojciec. Zaraz po odejściu policjanta pojechała do miasta. Zamierzała wynająć detektywa, aby ten wyjaśnił przyczynę pożaru. Po godzinie Marysia wraz z jakimś mężczyzną (detektywem) wróciła do domu. Udali się do pokoju, aby tam w spokoju porozmawiać o wszystkich szczegółach. Chwilę później do drzwi zapukał mężczyzna, który chciał koniecznie widzieć się ze Stefanem. Był bardzo rozdrażniony i podenerwowany. Stefan szybko się ubrał i wyszedł przed dom, aby porozmawiać. Rozmowa nie była przyjemna. Mężczyzna zaczął krzyczeć i wymachiwać rękami. Mówił coś o pieniądzach, które był mu winien Stefan za jakąś robotę. Całą rozmowę widziała Maria wraz z detektywem, z którym rozmawiała w pokoju z widokiem na ulicę. Gdy Stefan wrócił do domu, chciał zapalić papierosa, lecz nie mógł znaleźć swojej zapalniczki. Zaczął zastanawiać się, gdzie mógł ją zostawić.
Detektyw poszedł zobaczyć "resztki" domu Długich. Obchodził całą posesję i szukał śladów, lecz nic nie znalazł. Trudno się było dziwić, wszystko zostało spalone, wszystkie ślady rozmazane. Gdy miał już odchodzić, w oczy rzucił mu się świecący przedmiot, który leżał w popiele. Była to zapalniczka. Detektyw zastanawiał się skąd ona się tam wzięła i dlaczego nie została zauważona, skoro rzucała się w oczy. Było to niemożliwe, aby przetrwała pożar. Ktoś musiał ją podrzucić i to całkiem niedawno. Znaleziona zapalniczka była pierwszą poszlaką. Wieczorem Marysia znów nie mogła zasnąć. Bolała ją głowa. Poszła do Stefana, aby ten dał jej jakąś tabletkę przeciwbólową. Gdy weszła do pokoju, zobaczyła swoją matkę przytulającą się do Stefana. Nie zdziwiłoby ją to, gdyby nie było to tak czułe. Dziewczyna wpadła w szał. Zaczęła krzyczeć na matkę i oskarżać ją o romans. Kobieta wszystkiego się wyparła, lecz Stefan nie odezwał się ani słowem i bardzo dziwnie spojrzał na Marysię. Nic nie próbował wyjaśniać, tylko szybko wyszedł z pokoju. Maria była pewna, że jej matka od dawna miała romans. Jeszcze tej samej nocy pojechała do detektywa, aby o wszystkim mu powiedzieć. Opowiedziała mu również o poszukiwaniach zapalniczki Stefana. Detektyw zaczął domyślać się, do kogo należała znaleziona przez niego zapalniczka.
Marysia była roztrzęsiona, miała wielki żal do matki o to, co zrobiła. Tę noc spędziła w hotelu. Cały czas myślała o ojcu. Bardzo za nim tęskniła. Minęła kolejna noc. Tego dnia detektyw udał się do domu Stefana, aby z nim porozmawiać. Ten był cały zdenerwowany, tak jakby coś ukrywał. Podczas rozmowy detektyw pokazał mu zapalniczkę, którą znalazł w popiele. On zdziwił się, skąd ją ma. Zaczął podejrzewać go o kradzież, ponieważ zapalniczka była zabytkowa i drogocenna. Detektyw zaczął wypytywać go, czy był wczoraj w "ruinach" domu Długich, ponieważ wtedy mógł ją zgubić. Ten zaprzeczył i zdziwił się, skąd ona tam się znalazła. Detektyw uwierzył mu na słowo i zaczął się zastanawiać, kto jak nie Stefan mógł podrzucić zapalniczkę. Chciał jeszcze zamienić słowo z Elżbietą, lecz ta nie była w stanie rozmawiać. Coś mu się nie zgadzało. Podczas chwili nieuwagi Stefana detektyw podłożył podsłuch, aby sprawdzić, co tak naprawdę obydwoje ukrywają. Kilka godzin spędził w samochodzie, obserwując i podsłuchując podejrzanych. Robiło się już ciemno. Gdy chciał już odjeżdżać, zobaczył mężczyznę, który wchodził do domu. Zorientował się, że to ten sam człowiek, który już raz przyszedł do Stefana i kłócił się z nim o pieniądze. Wszystkie tropy składały się w jedną całość. Detektyw domyślał się, kto podpalił dom oraz kto za wszelką cenę chciał, aby Zygmunt zginął. Cały czas podsłuchiwał rozmowy w domu Stefana, z których jasno wynikało, kto jest winny spowodowania śmierci Zygmunta Długiego. Detektyw szybko udał się na komisariat policji, aby złożyć najważniejszy dowód - nagranie z rozmową. Policja nie miała żadnych wątpliwości, kto jest winny śmierci męża Elżbiety. Chwilę później wszyscy udali się do domu Stefana. Wkroczyli do mieszkania i aresztowali wszystkich się tam znajdujących.
                     Tajemniczy mężczyzna przyszedł do Stefana, aby ten dał mu umówione pieniądze za podpalenie domu. Jednak nie otrzymał całej sumy. Chciał się zemścić na Stefanie i ukradł mu zapalniczkę, którą potem podrzucił do spalonego domu Długich. Jednak nie tylko oni dwaj byli zamieszani w całą sprawę. Elżbieta też przyczyniła się do śmierci męża. Odkręciła butlę gazową w kuchni, aby spowodować eksplozję i nie dać Zygmuntowi żadnych szans na przeżycie.  Potem pojechała wraz z córką do centrum handlowego na zakupy. Wszystko było zaplanowane z premedytacją. Kochankowie chcieli pozbyć się Zygmunta, bo ten stał na drodze ich szczęścia. Elżbieta wiedziała, że po śmierci męża otrzyma bardzo dużo pieniędzy, za które chciała spędzić godnie resztę życia ze Stefanem. Maria była zdziwiona, że "najbliższy  przyjaciel" jej ojca zabił go i to w taki sposób. Z matką nie utrzymywała żadnych kontaktów. Jakiekolwiek więzi matki z córką legły w gruzach. Wszyscy troje ponieśli surowe konsekwencje i resztę życia spędzili w więzieniu.  Maria rozpoczęła studia, a jednocześnie pracę. Codziennie odwiedzała grób ojca na cmentarzu.


Aleksandra Książkiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz