Pamiętam to jak dziś. Był to piątek trzynastego
listopada. Umówiłam się z
moją koleżanką Basią, że pojedziemy na zakupy do nowo otwartego centrum
handlowego „Albatros”. Musiałyśmy do niego dojechać tramwajem, też z numerem
13. Śmiałyśmy się, że dwa razy trzynaście w jednym dniu i to jeszcze w piątek,
więc musi się coś wydarzyć. Na przystanku tramwajowym mimo nie tak wczesnej
pory nikogo nie było. Na dodatek zaczął padać marznący deszcz, zrobiło się chłodno
i nieprzyjemnie. Byłyśmy tak zajęte rozmową, że nie zauważyłyśmy, iż już ponad
godzinę czekamy na tramwaj. Zastawiałyśmy się, czy nie zrezygnować z naszych
zakupów, gdy z daleka ujrzałyśmy naszą „13”. Bardzo się ucieszyłyśmy, że jednak
pojedziemy. Gdy tramwaj wjechał na przystanek, szybko otworzyłyśmy drzwi
jakbyśmy się bały, że nas zostawi. Gdy byłyśmy już w środku, szybko
skasowałyśmy bilety i usiadłyśmy. Zaczęłam się rozglądać i zdziwiło mnie, że po takim długim
spóźnieniu tramwaju jadą w nim tylko 3 inne osoby. Była to staruszka z laską, która stała przy
drzwiach, młody chłopak z gitarą, który siedział przy oknie, a przed nim siedział mężczyzna
w średnim wieku w czarnym,
skórzanym płaszczu. Na następnym
przystanku wsiadły dwie młode dziewczyny. Z
ich rozmowy zorientowałam się , że też wybierają się to centrum na
zakupy. Kiedy wjechaliśmy do tunelu,
nagle zgasło światło. Trwało to chwilę. Po wyjechaniu z tunelu tramwaj stanął
na kolejnym przystanku. Chłopak szybko
podbiegł do drzwi, po drodze uderzył
starszą panią w ramię. Kiedy tramwaj ruszył, dziewczyny jadące z nami
zaczęły krzyczeć. Okazało się, że mężczyzna
siedzący przed nimi leży na podłodze z nożem w plecach. Po chwili
wszyscy zaczęliśmy krzyczeć, żeby zatrzymać tramwaj. Po zatrzymaniu zadzwoniłam szybko na policję. Po przyjechaniu policji wszyscy zostaliśmy
przesłuchani, pytali się nas, czy widzieliśmy coś podejrzanego. Wszyscy zgodnie stwierdziłyśmy , że po
wyjeździe tramwaju z tunelu młody chłopak stał się strasznie nerwowy i szybko
wybiegł z tramwaju. Natomiast staruszka
powiedziała, iż widziała, jak ten chłopak wcześniej zaczepiał tego
mężczyznę. Policja stwierdziła, że musi
zrobić portret pamięciowy podejrzanego.
W tym celu udaliśmy się na komisariat. Ja z moją koleżanką i dwie
dziewczyny jadące razem z nami. Staruszka z laską nie pojawiła się na
komisariacie. Gdy portret został sporządzony okazało się, że policji jest on
dobrze znany. Był to Jan Kowalski, znany
kieszonkowiec. Policja udała się do jego
mieszkania. Zauważyli uchylone drzwi. Weszli do środka. W pokoju na dywanie
leżał cały we krwi z nożem w plecach
poszukiwany chłopak. Przy nim leżał portfel
zamordowanego wcześniej mężczyzny. W ręce trzymał skrawek chusty. Policjant, który nas przesłuchiwał przypomniał sobie, że gdzieś
już widział tą chustę. Policja zaczęła przesłuchiwać sąsiadów. Jeden z nich
zeznał, że widział starszą kobietę szybko wybiegającą z kamienicy. Zdziwiło go
to, że miała na sobie jaskrawo-żółte w fioletowo-zielone kropki trampki i dość
szybko biegła. Drugi sąsiad
przypomniał sobie, że dziewczyna z sąsiedniej bramy ma takie same
charakterystyczne buty. Policja udała
się pod wskazany adres dziewczyny. Kiedy zadzwonili do drzwi, otworzyła im
niska osoba o szczupłej sylwetce.
Policja zapytała się o jej charakterystyczne buty. Odpowiedziała im, że takich
dziwnych butów nie posiada. Policja zauważyła też, że dziewczyna zaczyna się
denerwować. Kiedy chcieli wejść do jej mieszkania, kategorycznie odmówiła,
tłumacząc, że ma remont. Mimo to policjanci weszli do mieszkania, ponieważ
mieli nakaz rewizji. W czasie przeszukania znaleziono w koszu na śmieci złamaną
na pół laskę, perukę, okulary i zakrwawioną chustę. Początkowo dziewczyna
twierdziła, że nie wie jak to się tam znalazło.
Po chwili jednak powiedziała, że to są rzeczy jej współlokatorki. Na jej nieszczęście w tym samym momencie do
mieszkania weszła jej współlokatorka. Była to kobieta dość wysoka i postawna,
nie pasowała do opisanego rysopisu.
Podejrzana zrozumiała, że policja
ma na nią zbyt mocne dowody, żeby zrzucić winę na kogoś innego. Wtedy się przyznała do dwóch morderstw.
Podczas składania zeznań opowiedziała wszystko od początku. Okazało się, że
zabity w tramwaju mężczyzna to jej były
pracodawca, który fałszywie oskarżył ją o kradzież dużej ilości
pieniędzy. Z tego powodu została zwolniona z pracy i siedziała 2 lata w
więzieniu. Natomiast drugi zamordowany to przypadkowa osoba, która jako jedyna
mogła by ją rozpoznać po charakterystycznych butach. Wiedziała również, że chłopak to jej sąsiad,
więc łatwo go znalazła.
Po całym tym zdarzeniu stwierdziłam z koleżanką, że dwie
trzynastki i to jeszcze w piątek, więc musiało się coś złego stać.
Dominika Białas
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz