sobota, 25 stycznia 2014

Zemsta w wyższych sferach


   Wstałem dzisiaj wcześniej z zamiarem zrobienia sobie dłuższej przechadzki po Londynie. Gdy zszedłem na śniadanie Holmes już był na dole, jednak wydawał się bardziej posępny niż poprzedniego dnia. Od dwóch tygodni nie wychodził z domu i od rana do wieczora grał na swoich skrzypcach. Przez ten czas nie zjawił się nikt z poważną sprawą. Nawet zagadki detektywów ze Scotland Yardu rozwiązywał bez większego wysiłku.
 - Dzień dobry. – powiedziałem wesoło, próbując go rozweselić. Zaczął jednak tylko smutniej grać na skrzypcach.
   Włączyłem więc radio, wziąłem gazetę i zacząłem jeść grzanki, które już stygły na stole. Kiedy przerwałem na chwilę swoją lekturę usłyszałem audycję radiową: ,,Poziom rzek w całym Londynie ustabilizował się, jednak nadal uniemożliwia on transport rzeczny”. Po tych słowach jak na zawołanie ktoś zapukał w drzwi.
 - Proszę! – powiedziałem
   W tej samej chwili do pokoju weszła elegancka, młoda kobieta. Ubrana była w bordową sukienkę, bez zbędnych ozdób, za to o niespotykanym kroju. Na ramiona swobodnie opadały jej blond włosy, a szaroniebieskie oczy pięknie odbijały światło przedzierające się przez zasłony. W tej chwili Sherlock przerwał swoją grę i zerwał się na równe nogi.
 - Dzień dobry, nie przeszkadzam panom? – spytała swym pięknym, miękkim głosem
 - Nie skąd. Proszę usiąść. – odparłem dość pospiesznie, wskazując jej gestem kanapę
 - To dobrze. Nazywam się Lucy March i przychodzę do pana Holmesa w sprawie rabunku mojego domu, który miał miejsce zeszłego wieczoru. – zaczęła – Wiem, że na ogół nie zajmuje się pan takimi sprawami, ale w tym rabunku ucierpiał mój brat. Co prawda nic poważnego mu się nie stało, ale ta prawa jest dla mnie bardzo ważna.
 - A co się właściwie stało? – spytał z zaciekawieniem mój przyjaciel
 - Tak, jak wspominałam obrabowano mój dom. Skradziono wszystkie kamienie szlachetne i biżuterię odziedziczoną po moich rodzicach.
 - Kto był wtedy w domu? – spytał
 - Właściwie tylko mój brat, Joseph. Przyjechał do mnie z wizytą kilka dni temu. Służba ma oddzielne pokoje, z osobnym wejściem.
 - Dobrze, czy możemy zobaczyć dom?
 - Tak, oczywiście. Właściwie to miałam nadzieję, że pan o to zapyta. Dorożka czeka na ulicy.
 - Doskonale! – wykrzyknął – Czy pozwoli pani, by mój przyjaciel pojechał z nami?
 - Ależ naturalnie. Będzie mi bardzo miło. – mówiąc to spojrzała na mnie przeuroczym wzrokiem
   Byłem szczęśliwy, że pojadę z tym przemiłym towarzystwem. Podczas podróży rozmawiałem nieco z panną Lucy, nie była jednak w dobrym nastroju. Po dłuższej chwili dojechaliśmy do jej domu. Z opowieści o rabunku wydawało mi się, że będzie to ogromna willa. Moje wyobrażenia nie dużo różniły się od oryginału. Rzeczywiście był to bardzo duży dom z ogrodem, jednak jego wizerunek psuły szare, dawno nie malowane ściany.                      Holmes od razu rozpoczął swe poszukiwania.
 - Nikt oprócz nas tu nie przyjeżdżał?
 - Nie, służba na moją prośbę nie opuszczała pokoi.  Pójdę teraz do nich. Jeżeli będę potrzebna to proszę po mnie przyjść – powiedziała panna Lucy odchodząc w lekkim pośpiechu.
   Sherlock pochylił się nad śladami kół i zmierzył je wzrokiem. Dzięki rozmokniętej ziemi doskonale się zachowały. Idąc w kierunku domu zatrzymał się na chwilę, spojrzał w dół i uśmiechnął się bardzo zadowolony z siebie. Bez przerwy szukał kolejnych śladów, niczym się przy tym nie odzywając. Próbowałem się skupić i zastosować się do jego wcześniejszych wskazówek, lecz moje myśli były ciągle przy pannie Lucy. Sherlock przerwał i zaczął mi się przypatrywać. Musiał się bardzo zdziwić, widząc mnie stojącego przed domem i przyglądającego się ścianom prawie doszczętnie oberwanym z tynku.
 - Może obejrzymy dom Watsonie? – spytał – Mam nadzieję, że nie pokrzyżowałbym ci tym samym planów. – dodał sarkastycznie
 - Nie, skąd. Możemy iść. – odparłem pospiesznie i od tej pory byłem całkowicie skupiony
   Szyba w drzwiach wejściowych była prawie cała potłuczona, a jej kawałki leżały jeszcze na ziemi. Patrząc na pokoje nie było śladu włamania, za to uwagę na wejściu przykuwały ściany całkowicie przykryte portretami. W sypialni, miejscu gdzie panna Lucy trzymała swoją biżuterię, także panował porządek, lecz nie było ani śladu drogocennych przedmiotów. To wszystko coraz bardziej mnie zadziwiało.
 - No tak, wszystko jasne. – powiedział nagle Holmes
 - Co jest dla ciebie jasne? – spytałem niedowierzając
 - Mój drogi Watsonie – zaczął – nie denerwuj się. Pozwolisz, że wskażę ci sprawcę, otóż jest nim Joseph March.
 - Ale, przecież to jest brat panny Lucy. Czemu miałby to robić?
 - Zawsze ciekawszą rzeczą od motywu są okoliczności, w tym przypadku kradzieży, ale dobrze, zacznę od tego. Z pewnością zauważyłeś wiele obrazów panny Lucy z jej ojcem, a Josepha tylko w samotności.
 - Tak, to prawda.
 - W takim razie, możemy dojść do wniosku, że ojciec wiązał z nią większe plany na przyszłość, a za tym idzie, zapisał jej cały spadek. Joseph nie otrzymał nic, lub znikomą część.
 - Chciał się zemścić na siostrze?
 - Watsonie, czy naprawdę musisz o to pytać? No, w tym momencie przechodzimy do wykonania. Joseph nie mógł wzbudzać na siebie podejrzeń, więc postawił się w roli ofiary. Jego wspólnik przyjechał tu swoją starą dorożką. O tym, że była stara świadczy szerokość kół, zbyt szerokie od dorożki miejskiej, a zbyt wąskie na ciężkie karoce. Joseph wiedział, że panny Lucy nie będzie, więc wpuścił wspólnika i razem wszystko spakowali do skrzyni. Porządek w domu świadczy o tym, że wiedział co, gdzie się znajduje. Jego wspólnik musiał sam zanieść skrzynię do dorożki. Gdy ten odjeżdżał, Joseph wybił szybę tak, aby upozorować włamanie. Nie pomyślał jednak z której strony ją wybija, szkło upadło po wewnętrznej stronie domu. Co do pobicia, nie wykazał za grosz finezji. Nie stwierdzono u niego praktycznie nic, więc mógł po porostu udać zasłabnięcie.
 - A co z jego pomocnikiem, co o nim możesz powiedzieć?
 - Mój drogi Watsonie, znasz moje metody, czemu się więc do nich nie zastosujesz? Tym razem cię wyręczę, ale na przyszłość bardziej uważaj. Tak więc, jest on dość wysoki, mogłem to wyliczyć z długości jego kroków. Aby sam przenieść ciężką skrzynię musiał być silny, a co za tym idzie dobrze zbudowany. Był niezbyt bogaty, swoją dorożkę odziedziczył zapewne po ojcu.
 - Ale niedaleko jest rzeka – zacząłem – transport wodny jest mniej strzeżony, dlaczego więc wybrali takie rozwiązanie?
 - Po co włączasz radio, skoro i tak go nie słuchasz?
 - No tak, jak zwykle masz racje. Będzie trzeba to powiedzieć pannie Lucy – powiedziałem trochę zasmucony
 - Zaproś ją tylko na jutrzejsze popołudnie.
   Następnego dnia panna Lucy wstąpiła do nas trochę wcześniej, niż się tego spodziewałem, jednak nie stanowiła to żadnego problemu. Holmes naświetlił jej całą sprawę, co chwila wspominając, że znajdą wszystkie kosztowności. Panna Lucy jednak się nimi nie przejmowała. Wciąż myślała tylko o swoim bracie, który posunął się do takiego czynu wobec niej.
 - Ale jak on mógł mi to zrobić? – spytała przerażona.
 - Widzi pani – zaczął spokojnie Holmes, zapalając równocześnie swoją fajkę – czasem to właśnie najbliżsi,  dopuszczają się wobec nas najgorszego.
 Małgorzata Czupryniak  kl. 2b



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz