W pewnym małym,
cichym miasteczku, Bountawill, mieszkał dwunastoletni chłopiec - Simon. Miał
bujne, czarne włosy i ciemną karnację. Pochodził z biednej rodziny, którą ledwo
stać było na wyżywienie czworga dzieci - jego i rodzeństwa. Dlatego Simon nie
był taki, jak rówieśnicy. Potrafił sam zarobić na życie, nie tylko żebrząc, ale
też pracując. Nigdy na nic nie narzekał - nawet na nadmiar obowiązków i brak wolnego
czasu, który z pewnością wykorzystałby na granie z kolegami w piłkę lub
spotkanie z najlepszym przyjacielem - Rolandem. Simon miał jednak swoje skryte
marzenie - chciał zostać detektywem. Niestety, w Bountawill nic nigdy się nie
działo, było po prostu nudno. Nawet zamknięto jedyny komisariat policji w
mieście! Simon i Roland postanowili założyć tam swoje własne "biuro"
detektywistyczne. Jeszcze nigdy nie mieli żadnego, nawet błahego "zlecenia".
Nie mogli działać też na własną rękę - nie mieli radia, więc nie docierały do
nich najświeższe wiadomości.
Tak było też w pewien grudniowy czwartek,
kiedy to jak zwykle siedzieli w swoim "biurze". Było to nieduże,
ciemne pomieszczenie, gdzie paliło się kilka świec i jedna lampa naftowa. Kolor
ścian ani trochę nie przypominał już początkowej zieleni, a podłoga z dnia na
dzień coraz bardziej skrzypiała. Czasem nawet nie chciało im się przesiadywać w
tak obskurnym pomieszczeniu, ale cierpliwie czekali na nagłe zgłoszenie.
- Strasznie tu nudno, co nie? - westchnął
ze zrezygnowaniem Roland.
- Taaak. Może gdybyśmy mieli jakieś źródło
informacji o tym co się dzieje w mieście... byłoby lepiej? Słuchaj, przecież
mamy swoje własne oszczędności, no wiesz, te co zawsze odkładamy jak coś
zarobimy. Może z nich uzbiera się tyle, ile kosztuje radio? - zapytał z
nadzieją Simon.
Pobiegli
więc do swoich domów i umówili się w biurze za pół godziny.
Roland wbiegł do pokoju i po omacku szukał
skarpetki, w której trzymał pieniądze.
- Akurat kiedy światło jest potrzebne, to
wyłączyli! - narzekał pod nosem. Po kilku minutach, wykończony poszukiwaniami,
położył się na łóżku. Coś zagruchotało pod poduszką.
- Tak... - szepnął chłopiec - nareszcie... -
I wybiegł na spotkanie.
W
tym samym czasie, Simon również musiał zdać się na swoją pamięć, bo
dowiedział się od mamy, że prąd wyłączyli w całym miasteczku. Ale on doskonale
wiedział, gdzie trzyma oszczędności - nic nie mogło go zaskoczyć.
Po kilku minutach oboje byli już w umówionym
miejscu.
- No, to opróżniaj skarpetkę. - ponaglił
Simon.
- 50 złotych, a ty? - zapytał Roland.
- 62! Starczy! - krzyknął chłopiec.
Nie
czekając dłużej pobiegli do sklepu. Z dumą dali równe 100 złotych.
- Wybraliście bardzo osobliwe radio... Nikt
go nigdy nawet nie oglądał... Lepiej uważajcie... - powiedział tajemniczo
staruszek za ladą.
Byli
tak uradowani, że nie zwrócili większej uwagi na te słowa.
Przypomnieli sobie o nich dopiero tydzień
później, kiedy zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Nagle ich radio zaczęło się
psuć. Kiedy zbliżali się do domu Rolanda zaczynało dziwnie szumieć i
występowały zakłócenia. Obeszli całe miasto, ale działo się tak tylko obok jego
domu. Dlatego chłopiec nie mógł brać go do siebie. Najdziwniejsze było to, że z
dnia na dzień było coraz gorzej. W pewnym momencie szum był tak głośny i
uciążliwy, że budził ludzi mieszkających na całej ulicy!
- To musi coś znaczyć! - wykrzyknął Simon -
Ten mężczyzna mówił przecież, że to dziwne radio... Dzisiaj w nocy bacznie obserwujemy
twój dom.
- I ty mu wierzysz? Tyle siedzi w tej
elektronice, może mu się coś w głowie pomieszało. - zapytał Roland, ale nie
uzyskał odpowiedzi - Ostrożności nigdy za wiele, może masz rację... - dodał.
Była 20:00, kiedy schowani w krzakach z
radiem owiniętym w tony ręczników i ścierek, czaili się pod domem Rolanda.
- Nadal
hałasuje. - szepnął zdenerwowany chłopiec.
- Ale mniej niż bez tego wszystkiego! -
zauważył Simon. Widać było, że stresuje się jeszcze bardziej niż jego wspólnik,
ale za wszelką cenę starał się to ukryć.
Siedzieli
tak już z godzinę, a nic się nie wydarzyło. Ogarnęła ich niespodziewana fala
zmęczenia. Nagle Simona obudził jakiś hałas.
- Roland, Roland! Wstawaj, szybko! Ktoś jest
przed twoim domem!
- To pewnie mama. Jak co wieczór zgasza
świecę na ganku. - odpowiedział nieprzytomnie Roland.
- Oj, obawiam się, że to nie jest twoja mama.
Świeca jest już od dawna zgaszona!
Chłopiec
zerwał się na równe nogi. Radio wariowało jak oszalałe. Jakiś zamaskowany
mężczyzna próbował otworzyć drzwi od domu! Nagle coś srebrnego mignęło w ręce
włamywacza. Nie mogli nic zrobić, byli bezsilni.
- Ja chyba zemdleję... - szepnął Roland ledwo
trzymając się na nogach.
Simon
nie wiedział co zrobić. W głowie czuł niesamowity łomot, a serce biło bardzo
szybko, jakby miało zaraz wyczerpać limit na najbliższe lata. Spoglądał to na
radio, to na białego jak ściana Rolanda. Jego błagalny wzrok nie dawał mu
spokoju. Najlepiej uciekłby teraz z tego miejsca i zapomniał o całym zdarzeniu.
Ale nie mógł. To był przecież jego przyjaciel - jedyny, który go rozumiał.
- Marzyłem o włamywaczach, zbrodniach, a
teraz nawet nie mogę ruszyć się z miejsca. - pomyślał Simon. Nie minęło dużo
czasu, bo mężczyzna ciągle mocował się z drzwiami. - Radio... radio... radio!
Tak, radio!
Chłopiec
nerwowo zaczął odwijać wszystkie warstwy ręczników. Kątem oka zauważył, że
włamywacz cicho skrada się ku krzakom. W pewnym momencie, kiedy rozwijał
ostatni materiał, radio wydało tak przeraźliwy pisk i szum, że chłopcy musieli
zatkać uszy. Zamaskowany mężczyzna przewrócił się na ziemię, upuszczając nóż.
Spadł on blisko krzaków. Roland najwyraźniej odzyskał zimną krew i podniósł
leżącą niedaleko broń. Tym razem radio obudziło nie tylko ulicę, ale całe miasteczko,
więc wszyscy wyszli zobaczyć, co się stało. Włamywacz był bez szans. Ludzie
rzucili się na niego i związali, aby później przekazać w ręce policji. Chłopcy
wyjaśnili całą sprawę i zostali uhonorowani nagrodą od miasta. Rolę niezwykłego
radia utrzymywali jednak w tajemnicy. Sami nie mogli uwierzyć, że sprzedawca
mówił prawdę - to radio rzeczywiście było dziwne. Odkryli, że szumiąc dawało
znak o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Pozwoliło im to nie tylko spełnić marzenie,
ale także uratować rodzinę Rolanda.
Natalia Maćkowiak kl.2a
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz