piątek, 24 stycznia 2014

TAJEMNICZE RADIO


      W pewnym małym, cichym miasteczku, Bountawill, mieszkał dwunastoletni chłopiec - Simon. Miał bujne, czarne włosy i ciemną karnację. Pochodził z biednej rodziny, którą ledwo stać było na wyżywienie czworga dzieci - jego i rodzeństwa. Dlatego Simon nie był taki, jak rówieśnicy. Potrafił sam zarobić na życie, nie tylko żebrząc, ale też pracując. Nigdy na nic nie narzekał - nawet na nadmiar obowiązków i brak wolnego czasu, który z pewnością wykorzystałby na granie z kolegami w piłkę lub spotkanie z najlepszym przyjacielem - Rolandem. Simon miał jednak swoje skryte marzenie - chciał zostać detektywem. Niestety, w Bountawill nic nigdy się nie działo, było po prostu nudno. Nawet zamknięto jedyny komisariat policji w mieście! Simon i Roland postanowili założyć tam swoje własne "biuro" detektywistyczne. Jeszcze nigdy nie mieli żadnego, nawet błahego "zlecenia". Nie mogli działać też na własną rękę - nie mieli radia, więc nie docierały do nich najświeższe wiadomości.
     Tak było też w pewien grudniowy czwartek, kiedy to jak zwykle siedzieli w swoim "biurze". Było to nieduże, ciemne pomieszczenie, gdzie paliło się kilka świec i jedna lampa naftowa. Kolor ścian ani trochę nie przypominał już początkowej zieleni, a podłoga z dnia na dzień coraz bardziej skrzypiała. Czasem nawet nie chciało im się przesiadywać w tak obskurnym pomieszczeniu, ale cierpliwie czekali na nagłe zgłoszenie.
     - Strasznie tu nudno, co nie? - westchnął ze zrezygnowaniem Roland.
     - Taaak. Może gdybyśmy mieli jakieś źródło informacji o tym co się dzieje w mieście... byłoby lepiej? Słuchaj, przecież mamy swoje własne oszczędności, no wiesz, te co zawsze odkładamy jak coś zarobimy. Może z nich uzbiera się tyle, ile kosztuje radio? - zapytał z nadzieją Simon.
Pobiegli więc do swoich domów i umówili się w biurze za pół godziny.
     Roland wbiegł do pokoju i po omacku szukał skarpetki, w której trzymał pieniądze.
  - Akurat kiedy światło jest potrzebne, to wyłączyli! - narzekał pod nosem. Po kilku minutach, wykończony poszukiwaniami, położył się na łóżku. Coś zagruchotało pod poduszką.
  - Tak... - szepnął chłopiec - nareszcie... - I wybiegł na spotkanie.
     W  tym samym czasie, Simon również musiał zdać się na swoją pamięć, bo dowiedział się od mamy, że prąd wyłączyli w całym miasteczku. Ale on doskonale wiedział, gdzie trzyma oszczędności - nic nie mogło go zaskoczyć.
     Po kilku minutach oboje byli już w umówionym miejscu.
  - No, to opróżniaj skarpetkę. - ponaglił Simon.
  - 50 złotych, a ty? - zapytał Roland.
  - 62! Starczy! - krzyknął chłopiec.
Nie czekając dłużej pobiegli do sklepu. Z dumą dali równe 100 złotych.
  - Wybraliście bardzo osobliwe radio... Nikt go nigdy nawet nie oglądał... Lepiej uważajcie... - powiedział tajemniczo staruszek za ladą.
Byli tak uradowani, że nie zwrócili większej uwagi na te słowa.
     Przypomnieli sobie o nich dopiero tydzień później, kiedy zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Nagle ich radio zaczęło się psuć. Kiedy zbliżali się do domu Rolanda zaczynało dziwnie szumieć i występowały zakłócenia. Obeszli całe miasto, ale działo się tak tylko obok jego domu. Dlatego chłopiec nie mógł brać go do siebie. Najdziwniejsze było to, że z dnia na dzień było coraz gorzej. W pewnym momencie szum był tak głośny i uciążliwy, że budził ludzi mieszkających na całej ulicy!
  - To musi coś znaczyć! - wykrzyknął Simon - Ten mężczyzna mówił przecież, że to dziwne radio... Dzisiaj w nocy bacznie obserwujemy twój dom.
  - I ty mu wierzysz? Tyle siedzi w tej elektronice, może mu się coś w głowie pomieszało. - zapytał Roland, ale nie uzyskał odpowiedzi - Ostrożności nigdy za wiele, może masz rację... - dodał.
     Była 20:00, kiedy schowani w krzakach z radiem owiniętym w tony ręczników i ścierek, czaili się pod domem Rolanda.
  - Nadal  hałasuje. - szepnął zdenerwowany chłopiec.
  - Ale mniej niż bez tego wszystkiego! - zauważył Simon. Widać było, że stresuje się jeszcze bardziej niż jego wspólnik, ale za wszelką cenę starał się to ukryć.
Siedzieli tak już z godzinę, a nic się nie wydarzyło. Ogarnęła ich niespodziewana fala zmęczenia. Nagle Simona obudził jakiś hałas.
  - Roland, Roland! Wstawaj, szybko! Ktoś jest przed twoim domem!
  - To pewnie mama. Jak co wieczór zgasza świecę na ganku. - odpowiedział nieprzytomnie Roland.
  - Oj, obawiam się, że to nie jest twoja mama. Świeca jest już od dawna zgaszona!
Chłopiec zerwał się na równe nogi. Radio wariowało jak oszalałe. Jakiś zamaskowany mężczyzna próbował otworzyć drzwi od domu! Nagle coś srebrnego mignęło w ręce włamywacza. Nie mogli nic zrobić, byli bezsilni.
  - Ja chyba zemdleję... - szepnął Roland ledwo trzymając się na nogach.
Simon nie wiedział co zrobić. W głowie czuł niesamowity łomot, a serce biło bardzo szybko, jakby miało zaraz wyczerpać limit na najbliższe lata. Spoglądał to na radio, to na białego jak ściana Rolanda. Jego błagalny wzrok nie dawał mu spokoju. Najlepiej uciekłby teraz z tego miejsca i zapomniał o całym zdarzeniu. Ale nie mógł. To był przecież jego przyjaciel - jedyny, który go rozumiał.
  - Marzyłem o włamywaczach, zbrodniach, a teraz nawet nie mogę ruszyć się z miejsca. - pomyślał Simon. Nie minęło dużo czasu, bo mężczyzna ciągle mocował się z drzwiami. - Radio... radio... radio! Tak, radio!
Chłopiec nerwowo zaczął odwijać wszystkie warstwy ręczników. Kątem oka zauważył, że włamywacz cicho skrada się ku krzakom. W pewnym momencie, kiedy rozwijał ostatni materiał, radio wydało tak przeraźliwy pisk i szum, że chłopcy musieli zatkać uszy. Zamaskowany mężczyzna przewrócił się na ziemię, upuszczając nóż. Spadł on blisko krzaków. Roland najwyraźniej odzyskał zimną krew i podniósł leżącą niedaleko broń. Tym razem radio obudziło nie tylko ulicę, ale całe miasteczko, więc wszyscy wyszli zobaczyć, co się stało. Włamywacz był bez szans. Ludzie rzucili się na niego i związali, aby później przekazać w ręce policji. Chłopcy wyjaśnili całą sprawę i zostali uhonorowani nagrodą od miasta. Rolę niezwykłego radia utrzymywali jednak w tajemnicy. Sami nie mogli uwierzyć, że sprzedawca mówił prawdę - to radio rzeczywiście było dziwne. Odkryli, że szumiąc dawało znak o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Pozwoliło im to nie tylko spełnić marzenie, ale także uratować rodzinę Rolanda.
Natalia Maćkowiak kl.2a


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz