poniedziałek, 9 lutego 2015

Pociąg tragicznej przeszłości

Co pamięta serce - zastanawia się Agnieszka Baranowska.


Pociąg tragicznej przeszłości
            Sobota rano. Słyszę rozrywający uszy wrzask budzika. Wstaję. Idę się uszykować. Po jakiś 30 minutach zaspana zmierzam do autobusu. Wsiadam do pojazdu, potem przesiadam się na tramwaj. Zamykam zmęczona oczy… Wysiadam na przystanku „POZNAŃ GŁÓWNY”. Kroczę szybkim tempem przez szare i śmierdzące przejście podziemne. Wchodzę do Centrum Handlowego. Mimo wczesnej pory jest tu dużo wesołych i gadatliwych ludzi. Udaję się do części, w której mieści się dworzec. Patrzę na tablicę i przekonuję się, że za 4 minuty odjeżdża mój pociąg. Biegiem kieruję się na odpowiedni peron i wskakuję do pojazdu. Mój transport startuje. Chodzę wśród przedziałów i szukam wolnego miejsca. Znajduję je dopiero w pomieszczeniu zajmowanym przez siedmiu… harcerzy. Pytam się czy jest wolne, oni zgodnie kiwają głowami, że tak. Jeden z nich, wysoki blondyn, pomaga mi włożyć moją walizkę na wysokie raszki. Dziękuję mu i zajmuję swoje miejsce. Właśnie w tej chwili spostrzegam, że coś jest nie tak z tym pociągiem. Cały wygląda jak te, które widziałam w podręczniku od historii… były one chyba z lat 40 XIX wieku?! PKP schodzi na psy! Z tego głębokiego szoku wyrwali mnie moi współpasażerowie.
- Ładną dziś mamy pogodę. Podoba się pani?- rzekł chłopak z dziewczęcą buźką.
Popatrzyłam przez okno i dostałam następnego szoku. Za oknem świeciło wrześniowe słońce, a przecież 20 minut temu wyjechaliśmy z Poznania, w którym wydawało się, że cały świat pogrążył się w głębokim smutku. Nie można się dziwić, przecież dziś kolejna rocznica…
- Tak, bardzo ładna ta dzisiejsza pogoda - oznajmiłam z lekkim uśmiechem.
- Nie wiem czy to stosowne pytanie, ale powie pani nam dokąd się wybiera?- zapytał z zakłopotaniem mieszającym się z ciekawością na jego przystojnej twarzy.
- Nie, skądże. Jadę poszukać sobie mieszkania i załatwić kilka spraw związanych ze studiami. Rozpoczynam naukę na uniwersytecie.
- Pani jest studentką? My też w tym roku zaczynamy studiować. Właśnie wracamy  do domu z naszej górskiej wycieczki. Po drodze postanowiliśmy również zobaczyć w końcu ten piękny Poznań! - powiedział z entuzjazmem, a jego przyjaciele zajęci wspólnymi wygłupami mu zawtórowali.
„ Piękny Poznań”… serio?! Taki piękny to on nie jest, nie przesadzajmy. Właśnie w tej chwili chwyciła mnie migrena. Poinformowałam moich towarzyszy o zaistniałym fakcie, wzięłam tabletkę i poszłam spać. Obudziłam się dopiero, gdy pociąg zmierzał już do końca swojej trasy. Wstałam, pożegnałam się z chłopakami i poszłam do wyjścia. Zajechaliśmy na stację i otworzyły się drzwi. Gdy zeszłam ze schodków i ściągnęłam swoją walizkę, drogę przeciął mi mały chłopiec ubrany w kaszkiet i trzymający w ręku gazetę, którą wymachiwał niczym jakaś staroświecka babcia, swoim wachlarzem wykonanym w Dubaju, arcydziełem z lat 80, w upalny dzień. Nagle do moich uszu dotarł skowyt syren policyjnych i wrzaski ludzi. Co się dzieje?! Przecież dzisiaj nie jest 11 listopada. Rozpychając się łokciami, doszłam do kasy w celu zakupienia biletu na powrót. Była tu duża kolejka. O co chodzi? Wakacje się skończyły, a całe rodziny obładowane tabunami walizek czekały, nerwowo spoglądając na siebie. Usiadłam. Jestem zmęczona po podróży…
            Co?! Co to za dziwny język?! Niemcy… O co chodzi? Otwieram oczy i… na moją głowę pada deszcz. Zwracam swoją głowę do góry i… NIC. Dosłownie nic tam nie ma, widzę tylko granatowe niebo. Gdzie dach?! Patrzę, a tam żołnierze, ale nie polscy. Chwila, oni mają swastyki na mundurze?! Ten fakt mnie rozbudził. Dziwne to… Zrywam się z miejsca, zabieram walizkę i biegnę. Patrzę na ściany dworca. Wiszą na nich okropne fotografie. Rozstrzelani ludzie przed kamienicą, tortury w Oświęcimiu, dziewczynka płacząca nad ciałem matki… Biegnę i nie wiem, dokąd zmierzam. Słyszę huki, które rozrywają pozostałości budynku. Nagle widzę wyjście. Wychodzę na zewnątrz. Gdzie ja jestem? To chyba kaplica… Otwieram jej drzwi i moim oczom ukazuje się grupka, pogrążonej w nostalgii, młodzieży. Padam zmęczona na ławkę. Nikt mnie nie zauważył, jakbym była… niewidzialna. Przyglądam się każdemu po kolei. Nagle spostrzegam, że wśród żałobników stoi mój współpasażer z przedziału. To ten chłopiec z dziewczęcą buźką. Patrzę na ołtarz. Stoją tam dwa zdjęcia… jego kolegów, pamiętam ich! O, nie! Oni chyba nie żyją! Z twarzy młodzieńcza znikł uśmiech, pojawiły się w zamian blizny, te fizyczne i psychiczne. Wstałam. Chwiejącym krokiem zbliżam się do owej postaci. Zauważył mnie… zbliża się do mnie i mówi: „ Jak się podoba pani dzisiejsza pogoda?”. Z jego twarzy spływa kropla łzy. Spogląda w niebo i kontynuuje: „ Dla mnie to najgorsza pogoda, jaka była nad Warszawą. Ona płacze. Płacze nad Alkiem i Rudym”.
Nagle słyszę: „ PRZYSTANEK POZNAŃ GŁÓWNY”. Co? Chwytam walizkę i wybiegam z tramwaju. Strasznie boli mnie głowa. Znowu zasnęłam w komunikacji miejskiej… muszę chodzić wcześniej spać. Nie rozumiem tylko jednego, dlaczego idę teraz przez szare i śmierdzące przejście podziemne, i płaczę z powodu, którego nie zna mój mózg, a pamięta serce. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz