poniedziałek, 9 lutego 2015

Moja prywatna wojna

Historia nauczycielką życia (Historia vita magistra est - rzekł Cycero) - to motto niewątpliwie przyświecało autorce kolejnego tekstu. Natalia Tarka napisała:


Moja prywatna wojna
Stary pociąg z sapaniem wtoczył się na peron. Było już dobrze po północy, kiedy biorąc walizkę, wchodziłam do przedziału. Kto to pomyślał, rezerwować bilet na środek nocy? Jednakże nie mogłam narzekać, to był jedyny sposób, żeby przed jutrem dostać się do domu.
            Wchodząc do przedziału, wrzuciłam bagaż na półkę i z ulgą oparłam się na sofie. „To tylko kilka godzin, nic się nie stanie, zdążysz” – mówiłam do siebie, jednocześnie nerwowo skubiąc skórki przy paznokciu. To, że bałam się pociągów, było faktem. Agata Christie wiele lat temu wpoiła mi lęk przed tego typu podróżami.
            Oparłam się o zagłówek, czekając, aż maszyna ruszy. Miałam nadzieję, że nie będę musiała siedzieć sama w przedziale, jednocześnie bojąc się, że usiądzie ze mną seryjny morderca, który mnie zastrzeli, gdy tylko wjedziemy do tunelu. „Opanuj się” – skarciłam sama siebie.
            Wtem drzwi się rozsunęły. Do przedziału weszła dziewczyna. Wyglądała na siedemnaście, może osiemnaście lat. Miała cieniutkie, sięgające do ramion blond włosy  i niesamowicie jasną cerę. Na płaszcz zarzuciła kolorową chustę. Położyła walizeczkę na półce i usiadła bez słowa naprzeciwko mnie. Pociąg ruszył.
            Po kilkunastu minutach zapomniałam całkowicie o mojej towarzyszce i zasnęłam. Nie wyglądała na taką, która mogłaby mnie zamordować.
 W snach pojawił się mój syn, krzyczał na mnie, łzy lały się z jego oczu. Trzymał za rękę swojego ojca, który się wyrywał, chciał odejść. A ja nie chciałam, żeby to robił. Nie chciałam, żeby odszedł, żeby złamał serca mojemu synowi i mnie.
Nagle z drzemki wyrwała mnie blondynka, nerwowo szepcząc, że musimy uciekać, że coś się dzieje.
            Szybko zerwałam się na nogi, wybiegłam, zapomniałam o bagażu. Idiotka, naczytałam się kryminałów, nawyobrażałam sobie, to teraz mam. Szary płaszcz dziewczyny trzepotał przede mną, kiedy przeskakiwała do drugiego wagonu.
            - Hej, zatrzymaj się – krzyknęłam, nie mogąc złapać oddechu. Ona odwróciła się i zniknęła w przedziale. Nie wiedziałam, co się dzieje, jednak dla bezpieczeństwa, wolałam być z kimkolwiek niżeli sama. Rozsunęłam drzwi.
            Sapnęłam ze zdziwienia. Na sofach siedzieli mężczyźni ubrani w mundury.
            - Co tu się dzieje – zapytałam – to jakaś gra, bal przebierańców?
Kobieta spojrzała na mnie smutno.
            - To nie jest gra. Chcieliśmy ci coś pokazać – wyszeptała – usiądź.
Posłusznie wykonałam polecenie, nadal zdezorientowana. Nerwowo obracałam obrączkę wokół palca.
            - Nazywam się Danuta Siedzikówna. Ten mężczyzna – wskazała na chłopaka o delikatnych rysach – nazywa się Tadeusz Zawadzki. Ci dwaj pozostali to Maciej Dawidowski i Jan Bytnar.
            Gdyby nie fakt, że mężczyźni wyglądali tak jak na zdjęciach, nie uwierzyłabym jej. Uznałabym ich za zwykłych przebierańców. Ale, Boże, przecież Alka, Rudego i Zośkę rozpoznałabym wszędzie – ci chłopcy byli dla mnie wzorem przez całe życie.
            - Ale jak… - dałam radę tylko wybąkać, przecież to tak czy inaczej było niemożliwe.
            - Joanno – odezwał się Zośka – nieprzypadkowo nas spotkałaś, Inka cię tu przyprowadziła, żebyśmy mogli opowiedzieć ci historię. Ale trzeba się spieszyć, w pociągu czai się Łowca Dusz. Złamaliśmy prawo zmarłych, przychodząc tutaj, a kiedy on nas znajdzie, odejdziemy bezpowrotnie.
            Westchnęłam krótko. Co tu się dzieje? Muszę wracać do domu, czeka na mnie mój Franuś, muszę się nim zająć.
            - Wiemy, że masz problemy. Ty znasz naszą historię, prawda? Wiesz jak z życiem pożegnało się każde z nas. Tym, co nam przyświecało, była lojalność, miłość, przyjaźń, byliśmy gotowi do poświęceń, rozumiesz?
            Pokiwałam głową. Alek, odchrząknął i podjął wątek.
            - Miałem dwadzieścia dwa lata, gdy pożegnałem się z życiem. Wiesz czego żałuję? Że nie mogłem pożegnać się z osobą, którą kochałem. Nie powiedziałem jej wszystkiego, co powinna ode mnie usłyszeć. Musisz pamiętać, że życie jest nieprzewidywalne, dlatego zawsze trzeba mówić, co się czuje, może nie być drugiej szansy.
            Pomyślałam o moim związku z Michałem, o naszym małżeństwie, o dziecku. O tym, jak zaczęliśmy się od siebie oddalać, okłamywać, coraz częściej milczeliśmy. Nie chwaliłam go, nie mówiłam jak bardzo go kocham i mu ufam. Teraz okropnie tego żałowałam. Tak bardzo chciałabym to naprawić.
            Następny odezwał się Rudy.
            - Doskonale też wiesz, jak ja zmarłem, Joanno. Poświęciłem się, ponieważ jedna śmierć jest lepsza od wielu. Czasami trzeba poświęcić siebie w różnych sprawach, nie stawiać na pierwszym miejscu własnych priorytetów, a myśleć o innych.
            Łzy zakręciły mi się w oczach. Znów pomyślałam o moim mężu. Zaniedbywałam go, praca była najważniejsza. Zebranie w firmie ważniejsze niż kolacja w domu. Nawet teraz – chociaż moje małżeństwo się sypało, ja jechałam na drugi koniec kraju w sprawach służbowych.
            - Tak bardzo żałuję – wyszeptałam cicho – ale boję się, że już nic nie da się naprawić.
            Inka podeszła do mnie i dotknęła delikatnie mojego ramienia.
            - Joanno. Spójrz na mnie. Wojna odebrała nam wszystko – miłość, przyjaźń, rodzinę, przyszłość, szansę na normalne życie. Nie pozwól, by twoja prywatna wojna zrobiła to samo. Walcz! Walcz o swoje, tak jak my to robiliśmy. Każdego dnia staraj się o lepsze jutro. Kochasz Michała, on ciebie także. Możecie jeszcze wszystko naprawić. Nie daj sobie odebrać tego, co dla ciebie najcenniejsze.
            Nagle coś załomotało w drzwi. Alek rzucił Ince zaniepokojone spojrzenie.
            - Musimy już iść, Joanno. Pamiętaj o tym, co ci powiedzieliśmy.
            Dziewczyna dotknęła mojego czoła, a ja zaczęłam tracić przytomność. Między zamykającymi się powiekami, w ostatnim momencie dojrzałam tylko jasny rozbłysk bieli. A potem już nic. Odpłynęłam.
            Obudziłam się, gdy już świtało. Pociąg wjeżdżał właśnie na warszawski peron. Spojrzałam w górę, żeby sprawdzić, czy nikt nie ukradł mi bagażu. Na szczęście walizka leżała na miejscu.
            Przypadkiem moje oczy spojrzały na drugą półkę, na której leżała kolorowa chusta. Wtedy dopiero ocknęłam się na dobre, przypomniawszy sobie zdarzenia ubiegłej nocy. Inkę, Alka, Rudego i Zośkę. To, co mi powiedzieli.
            Spojrzałam na zegarek, była ósma rano. Miałam pół godziny, żeby dotrzeć do sądu i porozmawiać z moim mężem. Powiedzieć, że bardzo mi zależy, kocham go
 i chcę spróbować jeszcze raz. Nie chcę dać się pokonać w swojej prywatnej wojnie.

            Kiedy tylko maszyna się zatrzymała, wybiegłam na peron, prosto na bitwę o moją przyszłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz