wtorek, 28 października 2014

Niebo do wynajęcia wg Daniela Rogulskiego

     Piekła szuka wielu ludzi, ale tak naprawdę istnieje ono tuż obok nas. Zazwyczaj samo nas znajduje.
     Niebo było pomarańczowo-czerwone od krwi rozlanej na ulicach oraz zanieczyszczeń,  od ciągłych bitew i śmiercionośnych maszyn. Miasto zaś ciche , jakby opuszczone. Gdzieniegdzie słychać było przytłumione krzyki, strzelaniny, a także podobne temu dźwięki.
     Z ruin wybiegło trzech uzbrojonych ludzi. Przemieszczali się środkiem sporej ulicy, gdzie jeszcze niedawno odbyła się potyczka pancerna. Brnęli naprzód za wolność i ojczyznę. Nie bali się niczego, a w szczególności śmierci. Na polu bitwy walały się wszędzie trupy poległych żołnierzy, a także cywili. Niedopałki ciężkich czołgów i spalonych domów zasłaniały widoczność swym pruszem, ulatniającym się w powietrzu. To już nie wyglądało jak centrum miasta.
     Tak więc odważni piechurzy poruszali się szybkim marszem w rozproszeniu. Mijali zawzięcie przeszkody na swej drodze.  Myśleli, że nic nie mogło ich zatrzymać, lecz było to tylko chwilowa nadzieja. Nadzieja, która rodzi się z innego, z większego uczucia - poczucia patrotyzmu. Nadzieja, dzieki której każdy żyje i wciąż walczy. Nadzieja, której nie da się nikomu od tak zabrać.
     W jednej chwili usłyszeć można było strzał, lecz umilkł on tak szybko jak się pojawił. A może nawet szybciej. Padł jeden z trójki. Reszta rzuciła się za jeden "gruchot" stojący z boku szosy. Któryś z nich wrzasnął "Snajper" i wszystko ucichło w jednej chwili, lecz i tak to nie zwróciło życia Leksiego. Biedak leżał we krwi z otwartymi oczami na środku. Lojalny żołnierz i mój przyjaciel już nie żył. Nie miałem wielu przyjaciół, ale jeśli jacyś byli to tylko z wojska. Zawodowcy zawsze trzymali się razem. Kiedyś w chwale razem, teraz samotnie w żalu. Wśród żyjących był Kresnow i ja. Tak ja. Ja tam byłem i widziałem to. Widziałem to wszystko ... i nic nie mogłem zrobić. Mój wieczny uśmiech minął wraz z dniem rozpoczęcia tego całego piekła.

     Była zasada, która jako jedyna tutaj obowiązywała - "Ani kroku wstecz. Naprzód, nie zatrzymywać się, odrwrót będzie uznawany jako przejaw dezercji co oznacza zdrade kaju, a to równa się karze śmierci - z rozkazu numer 227." Rozkaz to rozkaz, lecz nawet bez tego rozkazu nie usiadziałbym dłużej, niż wtedy. Wstałem, przetarłem twarz i wybiegłem zza osłony z całą złością i ogniem w oczach, jakby ktoś w jednej chwili zabrał mi wszystkim moich najbliższych. Mój drugi przyjaciel, Kresnow, pobiegł za mną, jak to powiedział przed misją - "Myślisz że pójdziesz tak sobie bezemnie. Jeszcze się zgubisz w tym "gównie",a jak coś spatolisz musi ktoś cię porządnie opieprzyć." Tego chłopa nikt i nic nie mogło zgiąć, był za silny, ale kula to już coś innego. Mniej więcej wiedziałem gdzie jest snajper, ale pewności nie miałem. Biegłem oczekując strzału, lecz chybionego... Strzelił. Pomyślałem - "Pudło". Wiedziałem już skąd wystartowały naboje. Rzuciłem się w gruz, przycelowałem i palnąłem. W oknie, w którym się znajdował nic nie było widać. Zdjąłem chełm, włożyłem go na patyk, który leżał w gruzie, jak to wiele innych rzeczy porozwalanych wszędzie i podniosłem go do góry, żeby wystawał zza zasłony. Przeczekałem i włożyłem go spowrotem na głowę. Krzyknąłem z wielką rodością: "Haha! Odział Nieśmiertelnych górą! Za to co słuszne! Za gwardie!" Po czym odwróciłem głowę i wrzasnąłem: "Kresnow! On chyba nie żyje! Zabiliśmy go! Haha!" Lecz tam nikogo nie było. Zacząłem go nawoływać. Po chwili znalazłem go ... znaczy jego ciało. Ta kula to nie było jednak "pudło". W jeden dzień straciłem dwóch wspaniałych ludzi. Spojrzałem w górę i powiedziałem "Boże zbaw mnie. Zabierz mnie stąd. Potrzebne mi niebo do wynajęcia."
                                                                                                      Daniel Rogulski kl.3a

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz