,,Pech”
Wskoczyłam w
ostatniej chwili. Serce tłukło się jak oszalałe. Myślałam, że za chwilę
wyskoczy mi z piersi. Nie tak to wszystko miało wyglądać .
To był mój
pechowy dzień . Nie tak wyobrażałam sobie najważniejszy moment w moim życiu.
Byłam bardzo zestresowana. W podróż poślubną mieliśmy udać się do Japonii.
Ogromna sala zamówiona, jedzenie przygotowane, goście zaproszeni wszystko było
dużo wcześniej zaplanowane. Moja starsza siostra Ludwika, doświadczona
fryzjerka i charakteryzatorka odpowiadała za to, żeby wszystko poszło po naszej
myśli.
Robert, mój przyszły małżonek
pracował w dużej korporacji razem z moją najlepszą przyjaciółką Martą. To
właśnie ona nas ze sobą poznała. Tego feralnego dnia Robert właśnie wracał z
pracy do domu, kiedy ja byłam w domu mojej mamy, bo właśnie tam przygotowywałam
się do ślubu. Niestety w tym samym czasie zdarzyła się tragedia, którą oboje
zapamiętamy do końca życia.
Na skrzyżowaniu ulicy Podgórnej i
Małopolskiej dnia 15 grudnia, w dniu swojego ślubu, Robert miał tragiczny
wypadek samochodowy. Ta wiadomość odmieniła moje życie. Zaraz po tym kiedy
byłam już ubrana w piękną białą sukienkę, uczesana w warkocz i mocno umalowana,
a on powinien już dawno tu być, przerażona Marta zadzwoniła do mnie i
powiedziała tak :
- Halo? Monika? Robert miał wypadek.
- Co? Ale jak? Gdzie? Kiedy? Czy on
żyje? - zdziwiona odpowiedziałam.
- Tak, ale jest w ciężkim stanie i
właśnie go operują. Przyjeżdżaj tu szybko!
- Tak…. tak już jadę. Czekaj tam na
mnie.
Właśnie wtedy uświadomiłam sobie że przed chwilą napiłam się
alkoholu i nie mogę jechać samochodem. Nie chciałam z nikim rozmawiać.
Wybiegłam z domu i, ponieważ tuż za rogiem mieliśmy dworzec autobusowy, to w
ostatniej chwili pięknie umalowana i w sukni ślubnej wskoczyłam do autobusu. W
drodze byłam tak przestraszona, że się popłakałam. Nagle w połowie drogi
autobus stanął w ogromnym korku. Stwierdziłam że nie mogę czekać, ponieważ może
być to moja ostatnia szansa, aby zobaczyć mojego narzeczonego. Wstałam z
miejsca, powiedziałam kierowcy, żeby otworzył drzwi i gwałtownie wyskoczyłam.
Zaczęłam biec co sił w nogach, aż w końcu dotarłam na miejsce. Cała zdyszana
podbiegłam do pielęgniarki i powiedziałam:
- Pół godziny temu przywieźli tu mojego
narzeczonego Roberta Pilarka po wypadku samochodowym
- Mhm... tak, tak, drugie piętro, sala 67.
- Dziękuje bardzo.
Na górze czekała już na mnie Marta, a moi rodzice i niedoszli
teściowie byli już w drodze. Od razu rzuciłam się jej w ramiona i znowu
zaczęłam ryczeć jak dziecko.
Nie wiedziałam co robić. Wtedy przyjechali moi rodzice, a z
sali operacyjnej wyszedł pan doktor. Oznajmił nam, że z Robertem nie jest tak
źle jak przypuszczał i operacja się udała. Byłam szczęśliwa jak nigdy dotąd.
Niedługo potem mogłam go zobaczyć i porozmawiać z nim.
Nasz
ślub odbył się kilka miesięcy później. Tego dnia jeszcze bardziej się o niego
bałam, ponieważ teraz, gdyby coś takiego wydarzyło się ponownie, to nie tylko
ja straciła bym męża, ale i nasze dziecko ojca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz