„Wojna odbiera to, co jest
najcenniejsze”
Ledwo weszłam do zatłoczonego pociągu.
Trzeba być szaleńcem, żeby wracać do domu w godzinach szczytu, szczególnie w
niedzielę. Dobrze, jestem w pociągu, już jadę, nawet mam bilet, ale mądrą
decyzją byłoby, gdybym zdecydowała się zająć jakieś miejsce. Przemierzam
przedziały jak najszybciej, w końcu walczę o miejsce, na którym będę siedzieć przez
pięć godzin, a może jak mi się poszczęści, to cztery. Co otwieram drzwi, to
jakaś zwariowana rodzinka z trójką dzieci, które najwyraźniej nie mają ochoty
przestać krzyczeć albo stare panie, które chętnie odmówią ze mną dziesiątkę
różańca i pośpiewają psalmy. Nie, dziękuję, wolę odpocząć.
Chwytam za uchwyt i przeciągam drzwi,
spodziewając się najgorszego. Jakim zdziwieniem jest dla mnie, kiedy widzę, że
to wnętrze ma zupełnie inny wystrój od pozostałych. Na oknie wiszą zaciągnięte zasłony
w kolorze czerwonego wina. Natomiast pod nim umieszczony został drewniany
stoliczek, a na nim mała kremowa lampa, która jest zapalona. Na siedzeniach, a
właściwie na kanapach, które obite są materiałem w kolorze zasłon, siedzi
starsza kobieta, jest sama. Jest ona ubrana w elegancki szary sweterek z
aplikacją z pereł na dekolcie oraz w czarną, plisowaną spódnicę za kostkę, a
pod ręką ma torebkę ze złotym łańcuszkiem. Zauważam, że płacze, gdyż trzyma w
ręce materiałową chusteczkę z koronką. Siadam naprzeciwko niej, by ją
obserwować. Jestem niesamowicie głodna, więc wyciągam moją bułkę z sałatą i
serem owiniętą w sreberko. Zauważyłam, że odrywa się ona od swojego kawałka
materiału i patrzy się ze zdziwieniem na moją bułkę, a raczej sreberko. Co w
tym dziwnego? Może jest głodna? Pytam się jej:
- Potrzebuje Pani
czegoś?
- Dziękuję, nie.
Jedynie czego potrzebuję teraz to szczęścia - odpowiada z żałością w głosie.
Zainteresowała mnie,
więc brnę w temat dalej.
- Co jest pani
szczęściem?
Zrozpaczona patrzy się
w martwy punkt i uśmiecha się do siebie, jakby to było coś oczywistego.
- Moja wnuczka.
No tak, to było
oczywiste, każda babcia widzi szczęście w swoich wnuczkach.
- Jedzie pani do niej?
– Zapytałam, będąc prawie pewną, że uzyskam pozytywną odpowiedź.
Szczerze? Kobieta
właśnie zmarszczyła brwi i spojrzała się na mnie, jakbym zgrzeszyła,
powiedziała coś złego.
- Ale ona nie żyje,
kochanie.
W tym momencie zaczęła
jej się trząść ręka i upuściła mokrą chusteczkę na podłogę. Zaczęła
histerycznie płakać, nigdy nie widziałam aż tak zrozpaczonego człowieka. Nie
mogłam w to uwierzyć, to na pewno nie do opisania, jak ona musi się teraz czuć.
Już chyba wiem, dlaczego nie ma tu nikogo. Nikt nie umiał jej pomóc lub po
prostu uciekał. Wszyscy uznawali ją za podstarzałą wariatkę. Ja chcę jej pomóc.
- Pragnę wesprzeć, ale
podejrzewam, że nie chce się pani z tym dzielić z obcą osobą. Jeśli jednak uzna
pani, że można mi zaufać, to proszę się nie krępować.
Myślę, że postąpiłam
słusznie. Początkowo pasażerka nie odzywała się, jednak po jakichś dwudziestu
minutach zdecydowała się zabrać głos.
- Moja wnuczka była
sanitariuszką o pseudonimie „Inka”.
Została
umieszczona w więzieniu w Gdańsku jako
więzień specjalny. Była bita i poniżana, ale mimo to odmówiła składania zeznań obciążających
członków brygad wileńskich AK. 28 sierpnia 1946 została zabita. Oskarżenie było
całkowicie absurdalne. Ince zarzucono osobisty udział w zastrzeleniu
funkcjonariuszy UB i MO podczas starcia koło miejscowości Podjazy z oddziałem
Łupaszki, a nawet wydawania rozkazów, pomimo że była jedynie sanitariuszką
oddziału. Moja kochana Danutka, miała mieć dzisiaj 18 lat. Mimo, że zginęła w
tak młodym wieku, to broniła honoru swojego i ojczyzny. Jestem z niej dumna.
Przytuliłam ją, tylko tyle jestem w stanie zrobić,
przynajmniej tak mi się wydaje. Nie wiem, czy jestem we śnie, czy na jawie lub
czy ta kobieta jest duchem, czy też człowiekiem. To nie jest ważne. Ważne jest
zadać sobie pytanie: Czy we współczesnych czasach też na pozór zwykła
dziewczyna poświęciłaby swoje życie w imię Polski?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz