Moja prywatna wojna
Stary
pociąg z sapaniem wtoczył się na peron. Było już dobrze po północy, kiedy
biorąc walizkę, wchodziłam do przedziału. Kto to pomyślał, rezerwować bilet na
środek nocy? Jednakże nie mogłam narzekać, to był jedyny sposób, żeby przed
jutrem dostać się do domu.
Wchodząc do przedziału, wrzuciłam bagaż na półkę i z ulgą
oparłam się na sofie. „To tylko kilka godzin, nic się nie stanie, zdążysz” –
mówiłam do siebie, jednocześnie nerwowo skubiąc skórki przy paznokciu. To, że
bałam się pociągów, było faktem. Agata Christie wiele lat temu wpoiła mi lęk
przed tego typu podróżami.
Oparłam się o zagłówek, czekając, aż maszyna ruszy.
Miałam nadzieję, że nie będę musiała siedzieć sama w przedziale, jednocześnie
bojąc się, że usiądzie ze mną seryjny morderca, który mnie zastrzeli, gdy tylko
wjedziemy do tunelu. „Opanuj się” – skarciłam sama siebie.
Wtem drzwi się rozsunęły. Do przedziału weszła dziewczyna.
Wyglądała na siedemnaście, może osiemnaście lat. Miała cieniutkie, sięgające do
ramion blond włosy i niesamowicie jasną
cerę. Na płaszcz zarzuciła kolorową chustę. Położyła walizeczkę na półce i
usiadła bez słowa naprzeciwko mnie. Pociąg ruszył.
Po kilkunastu minutach zapomniałam całkowicie o mojej
towarzyszce i zasnęłam. Nie wyglądała na taką, która mogłaby mnie zamordować.
W snach pojawił się mój syn, krzyczał na mnie,
łzy lały się z jego oczu. Trzymał za rękę swojego ojca, który się wyrywał, chciał
odejść. A ja nie chciałam, żeby to robił. Nie chciałam, żeby odszedł, żeby
złamał serca mojemu synowi i mnie.
Nagle
z drzemki wyrwała mnie blondynka, nerwowo szepcząc, że musimy uciekać, że coś
się dzieje.
Szybko zerwałam się na nogi, wybiegłam, zapomniałam o
bagażu. Idiotka, naczytałam się kryminałów, nawyobrażałam sobie, to teraz mam.
Szary płaszcz dziewczyny trzepotał przede mną, kiedy przeskakiwała do drugiego
wagonu.
- Hej, zatrzymaj się – krzyknęłam, nie mogąc złapać
oddechu. Ona odwróciła się i zniknęła w przedziale. Nie wiedziałam, co się
dzieje, jednak dla bezpieczeństwa, wolałam być z kimkolwiek niżeli sama. Rozsunęłam
drzwi.
Sapnęłam ze zdziwienia. Na sofach siedzieli mężczyźni
ubrani w mundury.
- Co tu się dzieje – zapytałam – to jakaś gra, bal
przebierańców?
Kobieta spojrzała na mnie
smutno.
- To nie jest gra. Chcieliśmy ci coś pokazać – wyszeptała
– usiądź.
Posłusznie wykonałam
polecenie, nadal zdezorientowana. Nerwowo obracałam obrączkę wokół palca.
- Nazywam się Danuta Siedzikówna. Ten mężczyzna –
wskazała na chłopaka o delikatnych rysach – nazywa się Tadeusz Zawadzki. Ci
dwaj pozostali to Maciej Dawidowski i Jan Bytnar.
Gdyby nie fakt, że mężczyźni wyglądali tak jak na
zdjęciach, nie uwierzyłabym jej. Uznałabym ich za zwykłych przebierańców. Ale,
Boże, przecież Alka, Rudego i Zośkę rozpoznałabym wszędzie – ci chłopcy byli
dla mnie wzorem przez całe życie.
- Ale jak… - dałam radę tylko wybąkać, przecież to tak
czy inaczej było niemożliwe.
- Joanno – odezwał się Zośka – nieprzypadkowo nas
spotkałaś, Inka cię tu przyprowadziła, żebyśmy mogli opowiedzieć ci historię.
Ale trzeba się spieszyć, w pociągu czai się Łowca Dusz. Złamaliśmy prawo
zmarłych, przychodząc tutaj, a kiedy on nas znajdzie, odejdziemy bezpowrotnie.
Westchnęłam krótko. Co tu się dzieje? Muszę wracać do
domu, czeka na mnie mój Franuś, muszę się nim zająć.
- Wiemy, że masz problemy. Ty znasz naszą historię,
prawda? Wiesz jak z życiem pożegnało się każde z nas. Tym, co nam przyświecało,
była lojalność, miłość, przyjaźń, byliśmy gotowi do poświęceń, rozumiesz?
Pokiwałam głową. Alek, odchrząknął i podjął wątek.
- Miałem dwadzieścia dwa lata, gdy pożegnałem się z
życiem. Wiesz czego żałuję? Że nie mogłem pożegnać się z osobą, którą kochałem.
Nie powiedziałem jej wszystkiego, co powinna ode mnie usłyszeć. Musisz
pamiętać, że życie jest nieprzewidywalne, dlatego zawsze trzeba mówić, co się
czuje, może nie być drugiej szansy.
Pomyślałam o moim związku z Michałem, o naszym
małżeństwie, o dziecku. O tym, jak zaczęliśmy się od siebie oddalać, okłamywać,
coraz częściej milczeliśmy. Nie chwaliłam go, nie mówiłam jak bardzo go kocham
i mu ufam. Teraz okropnie tego żałowałam. Tak bardzo chciałabym to naprawić.
Następny odezwał się Rudy.
- Doskonale też wiesz, jak ja zmarłem, Joanno. Poświęciłem
się, ponieważ jedna śmierć jest lepsza od wielu. Czasami trzeba poświęcić
siebie w różnych sprawach, nie stawiać na pierwszym miejscu własnych
priorytetów, a myśleć o innych.
Łzy zakręciły mi się w oczach. Znów pomyślałam o moim
mężu. Zaniedbywałam go, praca była najważniejsza. Zebranie w firmie ważniejsze
niż kolacja w domu. Nawet teraz – chociaż moje małżeństwo się sypało, ja
jechałam na drugi koniec kraju w sprawach służbowych.
- Tak bardzo żałuję – wyszeptałam cicho – ale boję się,
że już nic nie da się naprawić.
Inka podeszła do mnie i dotknęła delikatnie mojego
ramienia.
- Joanno. Spójrz na mnie. Wojna odebrała nam wszystko –
miłość, przyjaźń, rodzinę, przyszłość, szansę na normalne życie. Nie pozwól, by
twoja prywatna wojna zrobiła to samo. Walcz! Walcz o swoje, tak jak my to
robiliśmy. Każdego dnia staraj się o lepsze jutro. Kochasz Michała, on ciebie
także. Możecie jeszcze wszystko naprawić. Nie daj sobie odebrać tego, co dla
ciebie najcenniejsze.
Nagle coś załomotało w drzwi. Alek rzucił Ince
zaniepokojone spojrzenie.
- Musimy już iść, Joanno. Pamiętaj o tym, co ci
powiedzieliśmy.
Dziewczyna dotknęła mojego czoła, a ja zaczęłam tracić
przytomność. Między zamykającymi się powiekami, w ostatnim momencie dojrzałam
tylko jasny rozbłysk bieli. A potem już nic. Odpłynęłam.
Obudziłam się, gdy już świtało. Pociąg wjeżdżał właśnie
na warszawski peron. Spojrzałam w górę, żeby sprawdzić, czy nikt nie ukradł mi
bagażu. Na szczęście walizka leżała na miejscu.
Przypadkiem moje oczy spojrzały na drugą półkę, na której
leżała kolorowa chusta. Wtedy dopiero ocknęłam się na dobre, przypomniawszy
sobie zdarzenia ubiegłej nocy. Inkę, Alka, Rudego i Zośkę. To, co mi
powiedzieli.
Spojrzałam na zegarek, była ósma rano. Miałam pół
godziny, żeby dotrzeć do sądu i porozmawiać z moim mężem. Powiedzieć, że bardzo
mi zależy, kocham go
i chcę spróbować jeszcze raz. Nie chcę dać się pokonać w swojej prywatnej wojnie.
i chcę spróbować jeszcze raz. Nie chcę dać się pokonać w swojej prywatnej wojnie.
Kiedy tylko maszyna się zatrzymała, wybiegłam na peron,
prosto na bitwę o moją przyszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz