Pociąg tragicznej przeszłości
Sobota rano. Słyszę rozrywający uszy
wrzask budzika. Wstaję. Idę się uszykować. Po jakiś 30 minutach zaspana
zmierzam do autobusu. Wsiadam do pojazdu, potem przesiadam się na tramwaj.
Zamykam zmęczona oczy… Wysiadam na przystanku „POZNAŃ GŁÓWNY”. Kroczę szybkim
tempem przez szare i śmierdzące przejście podziemne. Wchodzę do Centrum
Handlowego. Mimo wczesnej pory jest tu dużo wesołych i gadatliwych ludzi. Udaję
się do części, w której mieści się dworzec. Patrzę na tablicę i przekonuję się,
że za 4 minuty odjeżdża mój pociąg. Biegiem kieruję się na odpowiedni peron i
wskakuję do pojazdu. Mój transport startuje. Chodzę wśród przedziałów i szukam
wolnego miejsca. Znajduję je dopiero w pomieszczeniu zajmowanym przez siedmiu…
harcerzy. Pytam się czy jest wolne, oni zgodnie kiwają głowami, że tak. Jeden z
nich, wysoki blondyn, pomaga mi włożyć moją walizkę na wysokie raszki. Dziękuję
mu i zajmuję swoje miejsce. Właśnie w tej chwili spostrzegam, że coś jest nie
tak z tym pociągiem. Cały wygląda jak te, które widziałam w podręczniku od
historii… były one chyba z lat 40 XIX wieku?! PKP schodzi na psy! Z tego
głębokiego szoku wyrwali mnie moi współpasażerowie.
-
Ładną dziś mamy pogodę. Podoba się pani?- rzekł chłopak z dziewczęcą buźką.
Popatrzyłam
przez okno i dostałam następnego szoku. Za oknem świeciło wrześniowe słońce, a
przecież 20 minut temu wyjechaliśmy z Poznania, w którym wydawało się, że cały
świat pogrążył się w głębokim smutku. Nie można się dziwić, przecież dziś
kolejna rocznica…
-
Tak, bardzo ładna ta dzisiejsza pogoda - oznajmiłam z lekkim uśmiechem.
-
Nie wiem czy to stosowne pytanie, ale powie pani nam dokąd się wybiera?-
zapytał z zakłopotaniem mieszającym się z ciekawością na jego przystojnej
twarzy.
-
Nie, skądże. Jadę poszukać sobie mieszkania i załatwić kilka spraw związanych
ze studiami. Rozpoczynam naukę na uniwersytecie.
-
Pani jest studentką? My też w tym roku zaczynamy studiować. Właśnie wracamy do domu z naszej górskiej wycieczki. Po drodze
postanowiliśmy również zobaczyć w końcu ten piękny Poznań! - powiedział z
entuzjazmem, a jego przyjaciele zajęci wspólnymi wygłupami mu zawtórowali.
„
Piękny Poznań”… serio?! Taki piękny to on nie jest, nie przesadzajmy. Właśnie w
tej chwili chwyciła mnie migrena. Poinformowałam moich towarzyszy o zaistniałym
fakcie, wzięłam tabletkę i poszłam spać. Obudziłam się dopiero, gdy pociąg
zmierzał już do końca swojej trasy. Wstałam, pożegnałam się z chłopakami i
poszłam do wyjścia. Zajechaliśmy na stację i otworzyły się drzwi. Gdy zeszłam ze
schodków i ściągnęłam swoją walizkę, drogę przeciął mi mały chłopiec ubrany w
kaszkiet i trzymający w ręku gazetę, którą wymachiwał niczym jakaś staroświecka
babcia, swoim wachlarzem wykonanym w Dubaju, arcydziełem z lat 80, w upalny
dzień. Nagle do moich uszu dotarł skowyt syren policyjnych i wrzaski ludzi. Co
się dzieje?! Przecież dzisiaj nie jest 11 listopada. Rozpychając się łokciami,
doszłam do kasy w celu zakupienia biletu na powrót. Była tu duża kolejka. O co
chodzi? Wakacje się skończyły, a całe rodziny obładowane tabunami walizek
czekały, nerwowo spoglądając na siebie. Usiadłam. Jestem zmęczona po podróży…
Co?! Co to za dziwny język?! Niemcy…
O co chodzi? Otwieram oczy i… na moją głowę pada deszcz. Zwracam swoją głowę do
góry i… NIC. Dosłownie nic tam nie ma, widzę tylko granatowe niebo. Gdzie
dach?! Patrzę, a tam żołnierze, ale nie polscy. Chwila, oni mają swastyki na
mundurze?! Ten fakt mnie rozbudził. Dziwne to… Zrywam się z miejsca, zabieram
walizkę i biegnę. Patrzę na ściany dworca. Wiszą na nich okropne fotografie.
Rozstrzelani ludzie przed kamienicą, tortury w Oświęcimiu, dziewczynka płacząca
nad ciałem matki… Biegnę i nie wiem, dokąd zmierzam. Słyszę huki, które
rozrywają pozostałości budynku. Nagle widzę wyjście. Wychodzę na zewnątrz.
Gdzie ja jestem? To chyba kaplica… Otwieram jej drzwi i moim oczom ukazuje się
grupka, pogrążonej w nostalgii, młodzieży. Padam zmęczona na ławkę. Nikt mnie
nie zauważył, jakbym była… niewidzialna. Przyglądam się każdemu po kolei. Nagle
spostrzegam, że wśród żałobników stoi mój współpasażer z przedziału. To ten
chłopiec z dziewczęcą buźką. Patrzę na ołtarz. Stoją tam dwa zdjęcia… jego
kolegów, pamiętam ich! O, nie! Oni chyba nie żyją! Z twarzy młodzieńcza znikł
uśmiech, pojawiły się w zamian blizny, te fizyczne i psychiczne. Wstałam.
Chwiejącym krokiem zbliżam się do owej postaci. Zauważył mnie… zbliża się do
mnie i mówi: „ Jak się podoba pani dzisiejsza pogoda?”. Z jego twarzy spływa
kropla łzy. Spogląda w niebo i kontynuuje: „ Dla mnie to najgorsza pogoda, jaka
była nad Warszawą. Ona płacze. Płacze nad Alkiem i Rudym”.
Nagle słyszę: „ PRZYSTANEK POZNAŃ GŁÓWNY”. Co? Chwytam
walizkę i wybiegam z tramwaju. Strasznie boli mnie głowa. Znowu zasnęłam w komunikacji
miejskiej… muszę chodzić wcześniej spać. Nie rozumiem tylko jednego, dlaczego
idę teraz przez szare i śmierdzące przejście podziemne, i płaczę z powodu,
którego nie zna mój mózg, a pamięta serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz