Pożar w Wołmontowiczach
Na
prośbę Jego Królewskiej Mości, Miłościwie Nam Panującego Króla Szwecji, Karola
X Gustawa śpieszę donieść, iż w styczniu 1655 roku szlachcic Andrzej Kmicic
udał się do domu panny Aleksandry Billewiczówny, która została mu
przeznaczona na mocy testamentu jej dziadka, Herakliusza Billewicza. Byłem
świadkiem tego wydarzenia. Udało mi się ukryć w miejscu, z którego miałem dobry
widok i razem z innymi służącymi mogliśmy obserwować niespodziewanego gościa.
Młodzi przypadli sobie do gustu. Usiedli razem do stołu i długo rozmawiali.
Kmicic musiał wrócić do Lubicza, gdzie zostawił swoich kompanów. Panna Oleńka
kazała służącemu wyruszyć wraz z nim, w obawie przed wilkami. Podążyłem ich
śladem.
W Lubiczu na pana Andrzeja czekała tylko czeladź, gdyż
towarzysze od kilku godzin siedzieli za stołem, zabawiając się kielichami i
nawet nie zauważyli brzęczenia dzwonków za oknem. Kmicic dołączył do hulanki i
swawoli, nie szczędząc od trunków i towarzystwa miejscowych dziewcząt. Kilka
dni później Kmicic wraz z kompanami odwiedził swoją wybrankę. Razem
zorganizowali kulig, w trakcie którego posłaniec przyniósł wieść o awanturze w
Upicie, z udziałem towarzyszy pana Andrzeja. Był on zmuszony szybko wracać i
zaradzić trudnej sytuacji.
Sam Kmicic nie należy do
najspokojniejszych mężczyzn, to odważny kawaler z ułańską fantazją. Ma
podejrzanych kompanów, którzy słyną w całej okolicy z licznych bijatyk i
hulanek. Ich zła sława dotarła również do panny Aleksandry, która to wypędziła
całą tę kompanię z dworku.
Kmicic był częstym gościem u
Billewiczów, coraz goręcej miłując swą wybrankę. On również nie pozostawał jej
obojętny. Zazdrościłem im tego szczęścia.
Ta sielanka nie trwała zbyt długo. Pewnego dnia, gdy jak zwykle śledziłem
Kmicica wracającego z Wodoktów, zauważyłem, że jest bardzo zagniewany. Pędził
przed siebie jak szalony. Trudno mi było dotrzymać mu tempa. Mimo moich starań
niestety nie udało mi się. Dojechałem do Lubicza w chwili, gdy Kmicic zwoływał
swoich żołnierzy. To od nich dowiedziałem się, że jego towarzysze zostali
napadnięci przez Butrymów i zamordowani. Zastał ich leżących na ziemi i
umierających. Nie mógł już im pomóc.
Ogarnięty wściekłością i żądzą zemsty Kmicic ruszył do
Wołmontowicz, gdzie wspólnie ze swoimi żołnierzami, podpalił zaścianek Butrymów
i wymordował jego mieszkańców. To była przerażająca zemsta. Wśród dymu, pożogi
i iskier buchających słupami do góry, żołnierze mordowali przerażoną ludność.
Ich krzyki słychać było w pobliskich zaściankach. W kościołach dzwony biły na
alarm. Ludność myślała, że to nieprzyjaciel napadł na nieszczęsnych Butrymów.
Zewsząd słychać było płacz i szlochanie niewiast. Sam musiałem szybko uciekać,
by ratować swoje życie. Mimo to nie przestałem śledzić Kmicica.
Ten zaś schronił się w Wodoktach, u panny Aleksandry, o
czym dowiedziałem się od służby Billewiczów. Cała szlachta natychmiast ruszyła
w pogoń. Na skraju lasu znaleźli martwego konia należącego do Kmicica, szybko
więc udali się do dworku panny Oleńki, myśląc, iż tam go znajdą. Jednak panna
nie wydała Kmicica. Okłamała wielmożów i pozwoliła zbiec winowajcy. Wypędziła
go potem, mówiąc, że ma krew na rękach i nie chce go więcej znać.
Udałem się w ślad za Kmicicem i nie odstępuję go na krok.
Myślę, że teraz z łatwością da się go namówić do wstąpienia w nasze szeregi.
Nie ma już przyjaciół wśród swoich, spalił za sobą mosty i musi się ukrywać.
Czyn, którego dokonał ,na długo pozostanie w pamięci jego rodaków. Trudno mu
będzie wrócić do łask. Okrył się hańbą i złą sławą. Postaram się nakłonić go do
współpracy, a ponieważ nader często kieruje się on sercem, a nie rozumem, więc
wykorzystam tę słabość.
Z jego pomocą szybko pokonamy opór Polaków.
Z wyrazami szacunku i oddania, wierny sługa Waszej Wysokości
Zygfryd Antoniusz Olbrachtowicz
Klaudia Dębska 1a
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz